Hej hej!
Co tam u was? Majówka dobiegła już końca, a ja przychodzę do was z kolejną notką z mojego tygodniowego maratonu. Dziś opowiem wam nieco o moich ulubieńcach miesiąca. Kosmetycznych ulubieńcach oczywiście. Zapraszam! :))
Zacznijmy od lakierów Golden Rose. W tym miesiącu miałam po prostu fazę na malowanie paznokci. Jeden lakier nosiłam maksymalnie dwa dni, potem zmywałam i malowałam na inny kolor. I tak kilkanaście razy w miesiącu. Moje paznokcie w końcu odrosły, nadałam im w miarę ładny kształt i szalałam. Plusem tych lakierów są przepiękne kolory i świetne krycie - dwie warstwy w zupełności wystarczą do pełnego przykrycia płytki paznokciowej. Nie wiem jak z wytrzymałością, ale śmiesznie niska cena (5,90zł) za buteleczkę sprawia, że o tak przyziemnych rzeczach nie myślę.
Szampon Batiste. Wstyd przyznać ile razy w ciągu ostatnich kilku tygodni uratował mi życie... Ostatnio w moim życiu bardzo dużo się dzieje, ciągle gdzieś wychodzę, z kim się spotykam, dużo imprezuję. Moje włosy schną 5-6 godzin a używanie suszarki sprawia że nie dość, że się niszczą, to jeszcze na głowie robi mi się szopa. Kiedy nie mam czasu umyć włosów, po prostu pryskam włosy tym specyfikiem i jestem gotowa do wyjścia. Chciałabym, żeby moje włosy były zawsze takie fajne jak po tym szamponie.
Pamiętacie moją notkę z paletą Inglota? Wzrok was nie myli - zakupiłam drugą. Skorzystałam z akcji z kuponami w gazetach, gdzie dostałam rabat -20% na wszystkie kosmetyki Inglota. Zaopatrzyłam się w matowe cienie, zostały mi jeszcze dwa miejsca do wypełnienia.
Posiadając te dwie palety mogę powiedzieć jedno - mam wymarzone cienie do powiek i nie trzeba mi ich więcej.
Podobno każdy z nas ma swój zapach perfum, który idealnie do niego pasuje. Ja daję sobie rękę uciąć, że mój zapach to Ralph Lauren - Rocks. Używam go już od 6 lat, dawniej na specjalne okazje, ale coraz częściej na co dzień. Zapach tak unikatowy, tak świeży, a jednocześnie seksowny i dziewczęcy... Och, aż mam ochotę się nim teraz popsikać!
No dobra. To mam w swojej toaletce niecałe dwa tygodnie, ale od tego czasu używałam go codziennie! Mowa o pudru brązującym z Kobo w odcieniu Sahara Sand. Niby blady kolor, ale odpowiednio nałożony pięknie i naturalnie podkreśla kości policzkowe.
Szminka Golden Rose Vision Lipstick w odcieniu 133 oraz pomadka w kredce Rimmel Lasting Finish w kolorze Give me a cuddle to moi prawie topowi ulubieńcy. Uwielbiam! Miałam je na ustach praktycznie co drugi dzień, na zmianę....
... ale prawdziwym hitem okazała się konturówka z Essence w odcieniu 15 Honey Berry. To, jak ten produkt wygląda na ustach i jak się utrzymuje - poezja. Na dzień nosiłam powyższe szminki, a wieczorami tę konturówkę.
Tak prezentują się ich swatche.
Balsam do ust z Ziai, to coś co dosłownie ratuje moje usta. Pamiętacie szał na jajeczka EOS? Nie wiem jaki to składnik, ale jest jeden składnik w produktach do ust, ten sam, który znajduje się też w wazelinie, a także w jajeczkach EOS, który nawilża moje usta tylko chwilowo. Na drugi dzień wokół warg schodzi mi skóra, robią się strupy, wygląda to okropnie, oczywiście boli... Ten balsam był moją ostatnią nadzieję. Nakładany grubą warstwą na noc sprawia, że pierwszy raz w życiu nie mam suchych ust. Nigdy.
No i jeszcze płyn micelarny z Biedronki - tak niewiele kosztuje a tak świetnie zmywa makijaż, że to sama przyjemność go używać. Nie podrażnia oczu, skóry, pięknie ją oczyszcza i przygotowuje na nałożenie kremu. Czego chcieć więcej?
No i ostatni hit miesiąca, chyba największy. Niestety, nie w całej okazałości, bo bardziej brudnych pędzli nie chciałam tu pokazywać, więc łapcie tylko tę czystszą połowę. Pędzle Zoeva Rose Gold vol.2 to zupełnie nowy wymiar robienia makijażu. Czaiłam się na pędzle z Zoevy chyba z pół roku, aż w końcu, pewnego wieczoru, będąc po kilku piwach i w zbyt dobrym humorze, po prostu je kupiłam i od razu zapłaciłam.
Na drugi dzień pojawiły się wyrzuty sumienia.
Trzeciego dnia przyszła paczka, a ja przez godzinę dotykałam pędzli jakby były jakimś cudem świata. Myślę, że ten kto miał do czynienia z produktami tej firmy wie o czym mówię. Wyrzuty sumienia minęły jak ręką odjął - pędzle są warte każdej złotówki którą na nie wydałam. To tak jakby uczyć się robić makijaż na nowo. Uwielbiam je! :)
To już tyle ulubieńców na dziś. Dajcie znać w komentarzach, czy używaliście czegoś z powyższych i czy wam się sprawdziło. Jeśli nie, to dlaczego? :)
Pozdrawiam i do zobaczenia jutro! :)
Cudowne pędzelki!
OdpowiedzUsuńtak przyznam szczerze że jakby nie ich kolor to chyba bym ich nie kupiła z taką chęcią XD
UsuńŚwietna notka, sama potrzebuję takiego zestawu pędzelków. Ten ma do tego świetną torebeczke. :)
OdpowiedzUsuńNA MOIM BLOGU, POJAWIŁ SIĘ KONKURS! ZAPRASZAM <3
http://bizzlesbab.blogspot.com/2015/05/20k-wyswietlen-konkurs.html
skąd ten szampon, kochana? <3
OdpowiedzUsuńRossman, Douglas :D nawet ten we Wrocławiu kupiłam! :D
UsuńPędzli Zoeva zazdroszczę <3 Może i ja kiedyś po kilku piwach, albo po czymś mocniejszym kliknę i je kupię :D
OdpowiedzUsuń