czwartek, 30 czerwca 2016

Zoo w Singapurze

Singapur to miejsce, w którym ilość rozrywek jest w zasadzie nieograniczona. Oczywiście jeśli masz też nieograniczony budżet.
Długo zastanawiałam się czy odwiedzić studio Universal, słynne Oceanarium czy może jednak Zoo.Wybór padł na to ostatnie - nie jestem jakąś wielką fanką filmów, w oceanarium byłam w Chicago, a Zoo... no cóż. Kto nie lubi chodzić do Zoo?

Zoo w Singapurze uważane jest jako jedne z lepszych, lub nawet jako najlepsze Zoo na świecie ze względu na brak klatek. Do wyboru mamy bilet podstawowy, a także jego rozszerzenia - oprócz zwykłego zoo możemy popłynąć na River Safari, iść do ogrodu zoologicznego w nocy na Night Safari, zobaczyć ogród dla ptaków, zjeść śniadanie z orangutanami.... możliwości jest wiele, ale niestety bilety też są drogie - każda z tych przyjemności kosztuje ponad 30$. My, mając ograniczony budżet kupiliśmy wejściówki tylko na podstawę ale to w zupełności nam wystarczyło - wycieczka trwała 8 godzin, i tak nie mieliśmy czasu na więcej.

Najbardziej ciekawa byłam tego braku klatek. No bo jak to, bez klatek? To znaczy że tygrys chodzi sobie między ludźmi? Tygrys nie, ale małe warany, małpy, żółwie i pawie już tak. W rzeczywistości faktycznie - nie było klatek. Były za to fosy i naturalne przeszkody których zwierzęta nie umiały pokonać, więc wszyscy zwiedzający byli bezpieczni. Do tego przy wielu wybiegach były specjalne podesty na które można było wchodzić by być jak najbliżej zwierząt. Była też wielka kopuła stworzona z siatki, pod którą między ludźmi latały tzw Flying Foxes, czyli ogromne nietoperze (niektóre z nich miały spokojnie 60, 70cm wysokości choć spotykane są takie które mają i 1,5m), na gałęziach, tuż na wyciągnięcie ręki spały lemury a leniwiec dosłownie 30cm ode mnie słodko zajadał się marchewką.





Pierwszymi zwierzakami, jakie widzimy wchodząc do Zoo są te małe, urocze małpki siedzące luźno na drzewie, oczywiście na wyciągnięcie ręki. W całym ogrodzie nie widać tabliczek zakazujących dotykania zwierząt, jednak większość ludzi jest na tyle mądrych i odpowiedzialnych by tego nie robić. Niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto chce się wyróżnić... Pewien turysta wyciągnął rękę w kierunku małpek. Te najpierw się przestraszyły, a potem go ugryzły. Dobrze mu tak :).



























Te zdjęcia nosorożców zostały zrobione obiektywem 50mm 1.4, nie ma tutaj żadnego zbliżenia, zoom-a itp. Poczuliśmy, że zwierzęta są naprawdę blisko kiedy dostały jedzenie i zaczęły o nie ze sobą walczyć. Cała grupa ludzi stojąca przy wybiegu aż odskoczyła, a ziemia się zatrzęsła kiedy nosorożce zderzyły się rogami jakieś 1,5m od nas. Dodam tylko, że jedyna oddzielająca je od ludzi przeszkoda to zwalony, półmetrowy pień drzewa.













No i tutaj przechodzimy do mojej ulubionej części Zoo, kopuły pod którą spotkania ze zwierzętami były naprawdę bliskiego stopnia.










Nietoperze skradły moje serce :) Widziałam je kilka razy na Filipinach, przelatujące nad moją głową i za każdym razem trochę się bałam. Myślę że bez powodu, w dzień wcale nie są takie straszne :) Te na zdjęciach wcale nie są takie duże, większe pojawiły się kilka razy nad naszymi głowami. No i te lemury! Ogon Króla Juliana wiszący tuż obok mojego ramienia był naprawdę super.













Jedną z dodatkowo płatnych rozrywek w singapurskim zoo jest możliwość zrobienia sobie selfie ze słoniem czy nakarmienia żyrafy. Każda z tych atrakcji jest dostępna tylko w wybranych godzinach, a zoo jest duże, więc zdecydowałam się na nakarmienie żyrafy. Niestety, moje rozczarowanie było bezgraniczne - miałam tylko całe 50$, karmienie kosztowało 5$ i trzeba było mieć drobne. Obsługa, widząc żal w moich oczach gdy odchodziłam od platformy, zawołała mnie przed kolejkę i powiedziała, że może uda mi się rozmienić pieniądze potem i wrzucić do skarbonki przy wyjściu. W rękę dostałam kilka marchewek i stanęłam oko w oko z wielką żyrafą!


Byłam po prostu przeszczęśliwa. Zdecydowanie to był jeden z lepszych dni w moim życiu i nie zepsuł tego nawet okropny, singapurski klimat.

Ogólnie, w Singapurze doświadczyliśmy najwięcej życzliwości ze strony mieszkańców. Każdy jest tam ciepło nastawiony do turystów i stara się im pomóc nawet jeśli turyści o pomoc nie proszą. To bardzo miłe :)

Do zobaczenia w następnej notce!