niedziela, 19 kwietnia 2015

Obiektyw tyłem do przodu, czyli makro tanim kosztem

Cześć i czołem!

Dostaję masę pytań na temat tego, jak używać adaptera odwrotnego mocowania, jak robię zdjęcia owadów, jakim sprzętem, dlaczego wam nie wychodzi itp itd, więc postanowiłam zebrać to wszystko i napisać na ten temat notkę.

A więc zaczynajmy :)

Czego używam do fotografii makro?

Canon 5D MKIII/Canon 6D (czyli po prostu, potrzebujecie aparatu) + adapter odwrotnego mocowania + standardowy, kitowy obiektyw Canona 18-55. Jak to wszystko wygląda, możecie zobaczyć w notce z lutego, tutaj (klik).

Ogólnie, ze 3-4 razy w życiu usiłowałam jeszcze używać w tym celu zamiast obiektywu 18-55 stałkę 50mm 1.4. Nie jest to jednak ani sympatyczniejsze, ani łatwiejsze, więc szybko odpuściłam. Głębia ostrości jest naprawdę minimalna i duuuuużo trudniej jest sobie trafić w ostrość.

Jak robić zdjęcia, skoro widzę tylko ciemność?

Ten akapit kieruję do posiadaczy aparatów marki Canon, w Nikonach mechanizm odwróconego obiektywu działa inaczej, musicie użyć wykałaczki lub załapki (serio? -.-'), przeczytacie o tym na blogu Ajkansiiju w tej notce (klik). Jeśli macie Canona i nic nie widzicie w wizjerze, najprawdopodobniej po prostu zbyt mało zbliżyliście się do obiektu. Będę szczera - żeby zrobić zdjęcie odwróconym obiektywem trzeba zbliżyć się do fotografowanego obiektu na odległość od kilku centymentrów do kilku-kilkunastu milimetrów. To jedna z wad tej metody wykorzystywania sprzętu.

Kiedy pierwszy raz podpięłam odwrócony obiektyw do swojego Canona 500D, w głowie zabrzmiały mi fanfary. Byłam taka szczęśliwa że w końcu uda mi się zrobić zdjęcia owadom i uzyskać TAAAKIE zbliżenie!
Fanfary zostały zastąpione dźwiękiem okropnego zgrzytu gdy podjęłam pierwszą próbę sfotografowania czegokolwiek. No po prostu nie umiałam tego sprzętu obsługiwać. Owad był rozmazany, w ogóle ręce mi się trzęsły, wszystko było poruszone. Adapter wylądował gdzieś w pudełku, które zgubiłam, odnalazł się 3 lata później (bez komentarza). W międzyczasie do makro wykorzystywałam Sigmę 50mm 2.8. Podpięłam go po tych 3 latach jeszcze raz, zawzięłam się i w końcu nauczyłam się cokolwiek tym fotografować.

Zdjęcia wychodzą ciemne, co robić?

Moja rada - ISO w górę! Poczytajcie jak działa trójkąt ekspozycji. Nie proponowałabym schodzić z czasem niżej niż 1/100. Najlepiej wybierać czas 1/200, 1/250. Dobierzcie do takiego czasu takie ISO jakie będzie dla was najlepsze.


Zdjęcia wychodzą poruszone, co robić?

Wstrzymaj oddech, dosłownie. Upewnij się, że czas naświetlania jest wystarczająco krótki, a potem postaraj się dosłownie znieruchomieć na ułamek sekundy podczas którego zrobić zdjęcie. Nawet nie oddychaj. Po kilku dniach prób dojdziesz do wprawy, gwarantuję.

Coś się zepsuło, nie mogę sterować przysłoną, aparat pokazuje f00!

A jak masz zamiar sterować przysłoną, skoro styki obiektywu i aparatu nie są złączone? Przecież przysłona znajduje się w obiektywie, nie możesz sterować nią nie podpinając obiektywu do aparatu, chyba że masz obiektyw z pierścieniem przysłony. Co innego ISO i czas naświetlania - te dwie rzeczy nie potrzebują podłączonego szkiełka.


Kilka rad co do owadów: 

1.  Większość owadów boi się podchodzenia tak blisko. Musisz się z tym pogodzić. Jeśli chcesz fotografować motyle, znajdź miejsce, w którym jest ich bardzo dużo - może ogród sąsiadki, albo jakiś ogród miejski? Ja mam jedno swoje sprawdzone miejsce do fotografowania motyli. Jest tam mnóstwo kwiatów, dużo owadów i 90% motyli ogólnie ucieka, ale jest jeszcze te 10% które zostaje i mogę je fotografować.
Pszczoły się nie boją, ale raczej ich nie wkurzaj, nie dotykaj i nie drażnij. Raz podczas fotografowania pszczoły przyszedł mój kot i ją zaatakował. Pszczoła rozjuszona ruszyła na mnie, musiałam się ewakuować.
Do os raczej nie podchodź - to wredne istoty i nie wiadomo co im do głowy strzeli.
Wszelkiego rodzaju żuczki, chrabąszcze są raczej spoko - nie boją się i nie uciekają, a jak uciekają, to tak wolno że w zasadzie bez problemu można zrobić im zdjęcie.
Muchy z reguły się nie boją. Pająki za to są bardzo płochliwe i ciężko zrobić im zdjęcie, ale czasem się udaje.
2. Jeśli jakiś owad uciekł ci sprzed nosa - nie goń go. Stracisz czas a i tak go nie złapiesz. Znajdź inny obiekt godny fotografowania.
3. Miej oczy dookoła głowy. To, że przy kwiatach nie ma pszczół, nie znaczy, że nie warto zajrzeć w zeschłą trawę czy między liście. Tam też tętni życie :)
4. Nie bój się podchodzić do owadów - raczej nic ci nie zrobią. Dopóki coś na ciebie nie wlezie, nie ma się czego obawiać :)
5. Na fotografowanie wybieraj się w godzinach południowych i popołudniowych. Wtedy owadów jest najwięcej, poza tym, mocne, południowe światło zmusi cię do obniżenia ISO. Mniej ISO = mniej szumów, czyli coś co misie lubią najbardziej.
6. Odpuść sobie fotografowanie w wietrzny dzień. Wtedy wszystko się rusza, a przy takim małych odległościach naprawdę ciężko jest zrobić ostre zdjęcie.



Podsumowując: 

Myślę, że fotografowanie odwróconym obiektywem jest świetną formą praktyki. Z odrobiną cierpliwości i zapału poradzi sobie z nią każdy, nawet osoba która dwa dni temu dostała aparat (pod warunkiem, że zna trójkąt ekspozycji). Nie ma się co zrażać, że coś nie wyszło, tylko próbować i próbować aż w końcu się uda.

Obiektyw 18-55 daje duże zróżnicowanie jeśli chodzi o zbliżenia. Dzięki zmiennej ogniskowej możecie sfotografować zarówno całego owada jak i tylko jego oko/skrzydło itp.



  
To jeden i ten sam owad, ale sfotografowany na różnych ogniskowych. Jak widzicie, ten obiektyw daje duże pole manewru. Czegoś takiego nie zrobicie z 50mm 1.4 czy 50mm 1.8 :)

Koszt takiego makro to koszt około dwudziestu złotych. Adapter zamówicie na allegro. Jaki wybrać? A no taki z właściwą średnicą filtra waszego obiektywu. W Canonie 18-55 używam adaptera 58mm.

Takie fotografowanie na pewno nie jest proste, ale z odrobiną praktyki możemy je sobie bardzo ułatwić. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, mi też często się nie udaje. Zamiast ostrego owada wychodzi rozmazana plama. Na dowód tego proszę bardzo:



Ale kiedy już uda się nam to wszystko ogarnąć, okazuje się, że można zrobić całkiem fajne zbliżenia :)























wtorek, 7 kwietnia 2015

Paleta cieni do powiek INGLOT Freedom System

Hej Misie! Jak tam po świętach? Brzuszki najedzone? +2kg na wadze? Nie przejmujcie się, u mnie to samo. Od jutra wracam do normalnego, zdrowego odżywiania. Już nie mogę się doczekać owsianki na śniadanie :)

Dobra, przechodzę już do głównej bohaterki dzisiejszej notki, palety cieni Inglot.

O cieniach tej marki słyszałam już w liceum. Były wręcz kultowe, ale zawsze jakoś nie po drodze był mi ich zakup - byłam zafascynowana Sleekiem i cieniami Miyo, poza tym nie malowałam się aż tak dużo i dobrze jak robię to dziś. Ale wiecie jak to jest jak już się nam coś podoba i rozwijamy się w danym kierunku - w pewnym momencie dotychczasowe wyposażenie przestaje wystarczać.

Tak więc, pewnego słonecznego dnia, po kilku miesiącach zastanawiania się 'kupić czy nie kupić' wybrałam się do salonu INGLOT w celu zakupienia mojej pierwszej paletki. Spędziłam tam około 40 minut, kompletując wypełnienie 10 pustych miejsc.





Zarówno paletkę, jak i pojedyncze cienie dostałam zapakowane w osobne kartoniki. Dopiero po powrocie do domu mogłam wszystko rozpakować i powkładać na swoje miejsca. W mojej palecie są dwa cienie matowe, sześć perłowych, jeden matowy z drobinkami i jeden cień do brwi. O samej paletce muszę powiedzieć, że jest zaskakująco ciężka, co akurat mi się podoba. Cienie zamknięte są za grubą szybką, przez co doskonale widać co jest w środku.






W mojej palecie są dwa cienie matowe, sześć perłowych, jeden matowy z drobinkami i jeden cień do brwi.

Numerki cieni które posiadam w górnym rzędzie (idąc od lewej strony):
-328 (mat) - idealny, kremowy odcień do rozcierania granic między cieniami. Działa też jak gumka do mazania, można nim coś poprawić gdy wyjedziemy za daleko.
-395 (perła) - najczęściej nakładam go tylko w zewnętrzne kąciki. Piękny, kremowy kolor który cudownie opalizuje na biało.
-155 (perła) - odcień mocnego złota idealnie podkreśla zieloną tęczówkę mojego oka. Najczęściej ląduje na środkowej części powieki, tak jak dwójka jego następnych kolegów.
-393 (perła) - piękny, różowy kolor.
-397 (perła) - pomarańczowy cień do którego nie byłam przekonana, dopóki nie zobaczyłam swatcha.

Dolny rząd (też od lewej)
-153 (perła) - kolor zagadka, wygląda na brązowy, a w różnych światłach zmienia intensywność i wygląda na szary.
-360 (matowy) - idealnie nadaje się do zaznaczenia załamania powieki.
-457 (matowy ze złotymi drobinkami) - piękny brąz do zaznaczenia zewnętrznego kącika.
-423 (perła) - mój ulubiony kolor. Brąz mieniący się lekko na fiolet, cudeńko.
-560 (matowy cień do brwi) - byłam w szoku kiedy pani pokazała mi taki jasny odcień, byłam pewna że w ogóle nie będzie go widać. Ale dzięki niemu w końcu mam brwi! <3 Zresztą po zużyciu widać, jak namiętnie go molestuję. Niestety, udało mi się również władować w niego paznokcia :')

od lewej - 395, 328, 155, 393, 397

od lewej - 560, 457, 360, 423, 153


 Co mogę powiedzieć o samej jakości cieni? Jak dla mnie, powalają na kolanach wszystkie produkty z tej kategorii które dotykałam do tej pory! No po prostu cudeńka. Super się blendują, matowe cienie nie znikają, perłowe są intensywne i pięknie podkreślają spojrzenie. Do tego wytrzymałość - 16 godzin na powiece to dla nich żaden problem. Nie tracą na intensywności, nie rolują się, nie znikają.

od lewej - 153, 360, 457, 423, 560

od lewej - 328 (ledwo widoczny, bo ma odcień zbliżony do mojej skóry), 395, 155, 393, 397.


Kolory są nałożone bez żadnej bazy. Na powiekę przed cieniami zawsze nakładam bazę z Miyo, przez co kolor jest jeszcze bardziej intensywny.

Cenowo cienie nie wychodzą najgorzej i myślę, że są warte każdej wydanej złotówki. Używam palety bez przerwy od 6 tygodni, a jak widać ubytków prawie nie widać. Myślę, że zostaną ze mną na długo. Kiedy zakupiłam paletkę, stwierdziłam, że może pora też kupić nieco lepsze pędzle niż mam teraz, więc nowy komplet już do mnie jedzie. Aktualnie używam pędzli marki ELF i są świetne, naprawdę, ale zapragnęłam czegoś jeszcze lepszego. To dopiero będzie przyjemność malowania! Chyba nie odejdę na krok od toaletki.

Jakość tych kosmetyków spodobała mi się tak bardzo, że planuję zakup kolejnej palety. Jedną miałabym w kolorach zupełnie matowych, a drugą wypełniałyby perły i cienie z drobinkami. Jej jedynym minusem jest czarny kolor. Widzicie ile już plam powstało w czasie użytkowania? Bardzo ciężko je doczyścić nie uszkadzając cienia, więc wybaczcie, że widać wszystkie zabrudzenia.


A Wy? Macie coś z firmy Inglot? Myślę, że powinniśmy być dumni, że nasza polska marka zrobiła tak świetne kosmetyki. :)



sobota, 4 kwietnia 2015

Nowości


 Cześć i czołem, co tam u was? Dziś notka o tym, co zakupiłam sobie lub dostałam w ostatnim czasie. Ostatni czas, to okres ostatnich 6 tygodni. Będzie trochę kosmetycznie i trochę ubraniowo. Zapraszam! :)


 Zacznijmy od kosmetyków:



 Jeden bubel i jeden ulubieniec. Zgadnijcie, który to bubel? Kto obstawił Rimmela, może sobie pogratulować. Kupiłam go bo mój podkład Astora nie jest idealny. Jest dobry, ale brakuje mi w nim tego czegoś. Skuszona dobrą, a nawet bardzo dobrą opinią Hani DigitalGirl poleciałam do Rossmana i zakupiłam Lasting Finish w odcieniu najjaśniejszym. W sklepie odcień pasował (jak zawsze, pff!). Po nałożeniu na twarz też wygląda pięknie, super, ekstra, do pierwszych piętnastu minut. Potem skóra robi się dużo ciemniejsza. Na lato będzie jak znalazł, bo ma fajne świeże wykończenie, ale kurde ten odcień... nie nie nie!

W związku z tym wczoraj poszłam do drogerii i przeprosiłam się z Revlonem. Jest ciężki, ale myślę że jeśli nie będę stosować go codziennie i porządnie dbać o nawilżanie, jakoś to będzie. Podkład ma idealny odcień mojej skóry.



Perfumy Ralp Lauren Rocks. O kurczę, macie tak czasem że kupujecie perfumy i wiecie że to zapach, który opisuje was na 100% i na 100% do was pasuje? Ja właśnie tak miałam 6 lat temu! Kiedy pierwszy raz popsikałam się tym perfumem, przepadłam. Są po prostu cudowne. Pachną mandarynkami, kokosem i czymś jeszcze, chyba imbirem? Nie wiem. Tak czy siak, butelkę 100ml męczyłam 6 lat. A kiedy się skończyła, kolejną, tym razem 50ml, dostałam na urodziny :)


Tusz do rzęs Maybelline Rocket Volume Express. Idealny tusz dla moich rzęs :)


 To zamówienie które zrobiłam na stronie Cocolita.pl . Postanowiłam trochę zapoznać się firmą Make Up Revolution. Zamówiłam metaliczny cień do powiek, szminkę w płynie i rozświelacz. Jestem mega zadowolona ze wszystkich produktów! :)

od lewej - szminka, cień z płynem, cień bez płynu, rozświetlacz.

 Na ten produkt czaiłam się już chyba z pół roku i w końcu go zamówiłam - róż do policzków z firmy NYX w odcieniu Taupe ma idealny, szaro-brązowy kolor. Idealny do mojej jasnej cery, używam go zamiast bronzera do konturowania. Nie ma w sobie czerwonych tonów, za to ogromny plus.


 Kredka do oczu w cielistym kolorze z My Secret i kolejne pudełko pudru Rimmel Stay Matte. To już chyba trzecie. Chyba nie muszę mówić jak bardzo go lubię? :)


 To również rzecz na którą się czaiłam i czaiłam aż w końcu ją kupiłam. Na 100% zrobię o niej osobną notkę, jest tego warta!


 10 cieni zamkniętych w magnetycznej kasetce, które wybieramy sobie sami. Ja skompletowałam 9 do oczu i jeden do brwi.



Czas na ubrania :)
 Jakiś czas temu przekonałam się do sklepu H&M. Dawniej go nie lubiłam, bo w sumie dużo rzeczy wisi tam bokiem i trzeba grzebać w wieszakach a ja tego nie lubię. Wolę jak wszystko jest przejrzyste jak na dłoni. Ostatnio jednak, zwłaszcza odkąd otwarli stronę internetową, przepadłam.

Dżinsy z wysokim stanem które widzieliście dwie notki temu. Kocham je! Są super wygodne i mają piękny kolor.


Szorty które dorwałam przez stronę internetową za jedyne 25zł. Wysoki stan, rozciągliwy materiał, bardzo wygodne. Już nie mogę się doczekać lata w nich.
Swoją drogą, kiedy wczoraj sprzątałam w szafie, okazało się że mam aż 14!! par szortów. Chyba przez następne 3 lata nie kupię żadnych następnych.


Sukienka, mój hit na lato i wiosnę. Nie mogę się doczekać kiedy będzie na tyle ciepło żebym mogła ubrać tę sukienkę do czarnej ramoneski. Jest po prostu świetna! Oczywiście z H&M.


To coś, czego miało tu nie być, bo jeszcze 3 godziny temu nie byłam w posiadaniu tych przesłodkich butów. Jednak tata wracając z Hiszpanii przywiózł mi mały prezent :) Jestem w tych butach absolutnie zakochana i mam nadzieję że jutro będzie tak ciepło i sucho że będę mogła założyć je do babci.




Już za kilka dni, mam nadzieję że we wtorek, kolejna notka, o palecie Inglota. Co myślicie o tym, by od przyszłej soboty/niedzieli zrobić tydzień ze mną? Codziennie, przez tydzień dodawałabym notkę. Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o takim pomyśle!