Dobra, przechodzę już do głównej bohaterki dzisiejszej notki, palety cieni Inglot.
O cieniach tej marki słyszałam już w liceum. Były wręcz kultowe, ale zawsze jakoś nie po drodze był mi ich zakup - byłam zafascynowana Sleekiem i cieniami Miyo, poza tym nie malowałam się aż tak dużo i dobrze jak robię to dziś. Ale wiecie jak to jest jak już się nam coś podoba i rozwijamy się w danym kierunku - w pewnym momencie dotychczasowe wyposażenie przestaje wystarczać.
Tak więc, pewnego słonecznego dnia, po kilku miesiącach zastanawiania się 'kupić czy nie kupić' wybrałam się do salonu INGLOT w celu zakupienia mojej pierwszej paletki. Spędziłam tam około 40 minut, kompletując wypełnienie 10 pustych miejsc.
Zarówno paletkę, jak i pojedyncze cienie dostałam zapakowane w osobne kartoniki. Dopiero po powrocie do domu mogłam wszystko rozpakować i powkładać na swoje miejsca. W mojej palecie są dwa cienie matowe, sześć perłowych, jeden matowy z drobinkami i jeden cień do brwi. O samej paletce muszę powiedzieć, że jest zaskakująco ciężka, co akurat mi się podoba. Cienie zamknięte są za grubą szybką, przez co doskonale widać co jest w środku.
W mojej palecie są dwa cienie matowe, sześć perłowych, jeden matowy z drobinkami i jeden cień do brwi.
Numerki cieni które posiadam w górnym rzędzie (idąc od lewej strony):
-328 (mat) - idealny, kremowy odcień do rozcierania granic między cieniami. Działa też jak gumka do mazania, można nim coś poprawić gdy wyjedziemy za daleko.
-395 (perła) - najczęściej nakładam go tylko w zewnętrzne kąciki. Piękny, kremowy kolor który cudownie opalizuje na biało.
-155 (perła) - odcień mocnego złota idealnie podkreśla zieloną tęczówkę mojego oka. Najczęściej ląduje na środkowej części powieki, tak jak dwójka jego następnych kolegów.
-393 (perła) - piękny, różowy kolor.
-397 (perła) - pomarańczowy cień do którego nie byłam przekonana, dopóki nie zobaczyłam swatcha.
Dolny rząd (też od lewej)
-153 (perła) - kolor zagadka, wygląda na brązowy, a w różnych światłach zmienia intensywność i wygląda na szary.
-360 (matowy) - idealnie nadaje się do zaznaczenia załamania powieki.
-457 (matowy ze złotymi drobinkami) - piękny brąz do zaznaczenia zewnętrznego kącika.
-423 (perła) - mój ulubiony kolor. Brąz mieniący się lekko na fiolet, cudeńko.
-560 (matowy cień do brwi) - byłam w szoku kiedy pani pokazała mi taki jasny odcień, byłam pewna że w ogóle nie będzie go widać. Ale dzięki niemu w końcu mam brwi! <3 Zresztą po zużyciu widać, jak namiętnie go molestuję. Niestety, udało mi się również władować w niego paznokcia :')
od lewej - 395, 328, 155, 393, 397 |
od lewej - 560, 457, 360, 423, 153 |
Co mogę powiedzieć o samej jakości cieni? Jak dla mnie, powalają na kolanach wszystkie produkty z tej kategorii które dotykałam do tej pory! No po prostu cudeńka. Super się blendują, matowe cienie nie znikają, perłowe są intensywne i pięknie podkreślają spojrzenie. Do tego wytrzymałość - 16 godzin na powiece to dla nich żaden problem. Nie tracą na intensywności, nie rolują się, nie znikają.
od lewej - 153, 360, 457, 423, 560 |
od lewej - 328 (ledwo widoczny, bo ma odcień zbliżony do mojej skóry), 395, 155, 393, 397. |
Kolory są nałożone bez żadnej bazy. Na powiekę przed cieniami zawsze nakładam bazę z Miyo, przez co kolor jest jeszcze bardziej intensywny.
Cenowo cienie nie wychodzą najgorzej i myślę, że są warte każdej wydanej złotówki. Używam palety bez przerwy od 6 tygodni, a jak widać ubytków prawie nie widać. Myślę, że zostaną ze mną na długo. Kiedy zakupiłam paletkę, stwierdziłam, że może pora też kupić nieco lepsze pędzle niż mam teraz, więc nowy komplet już do mnie jedzie. Aktualnie używam pędzli marki ELF i są świetne, naprawdę, ale zapragnęłam czegoś jeszcze lepszego. To dopiero będzie przyjemność malowania! Chyba nie odejdę na krok od toaletki.
Jakość tych kosmetyków spodobała mi się tak bardzo, że planuję zakup kolejnej palety. Jedną miałabym w kolorach zupełnie matowych, a drugą wypełniałyby perły i cienie z drobinkami. Jej jedynym minusem jest czarny kolor. Widzicie ile już plam powstało w czasie użytkowania? Bardzo ciężko je doczyścić nie uszkadzając cienia, więc wybaczcie, że widać wszystkie zabrudzenia.
A Wy? Macie coś z firmy Inglot? Myślę, że powinniśmy być dumni, że nasza polska marka zrobiła tak świetne kosmetyki. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz