sobota, 12 listopada 2016

Kuala Lumpur



Kuala Lumpur znalazło się na naszej podróżniczej liście bardzo przypadkiem, ale był to chyba najlepszy przypadek na świecie. Zanim wyszliśmy z samolotu, a potem z lotniska, była godzina 22. Bardzo komfortowym autokarem za jedyne 20RM (przypominam, że 1zł to mniej więcej 1RM) dojechaliśmy do centrum miasta. Podróż trwała ponad godzinę, więc dopiero około północy zaczęliśmy w chińskiej dzielnicy szukać naszego noclegu. Patrząc z perspektywy czasu nie zatrzymałabym się tam ponownie ze względu na naszych rodaków którzy też upodobali sobie ten hostel (nie wiedziałam że jest popularny wśród Polaków kiedy go rezerwowałam) i na zmianę uprzykrzali nam i innym gościom pobyt imprezami lub kłótniami. Na korzyść mogę przyjąć fakt że mieliśmy ciepłą wodę (raczej luksus do tej pory) i nie było karaluchów oraz pluskiew.

Kuala Lumpur zachwyciło mnie swoją atmosferą. To miasto jest nowoczesne, a jednocześnie ma w sobie tę swojskość i luz których brakuje w Singapurze. Wychodząc z naszego hostelu w ciągu dnia ulica wydawała się dość pusta, nic się nie działo, za to w nocy zaczynał się market. Przechodząc między stoiskami czuć było zapach durianów mieszający się z aromatycznymi potrwami. Całe przejście wzdłóż bazaru z chińskimi podróbkami (Converse za 50RM, t-shirt Nike za 20) było zastawione przez malutkie kramiki i całkiem duże kramy razem ze stolikami! Wyobraźcie sobie, że ulica w nocy zmieniała się w jedną wielką restaurację. 

Tak było w 'naszej' chińskiej dzielnicy. Z niej bardzo łatwo dostawaliśmy się darmowymi autobasami do centrum miasta, w dzielnicę w której królowały wysokie wieżowce i robiące naprawdę ogromne wrażenie Petronas Tower. Objadaliśmy się sushi i owocami, a wieczory spędzaliśmy na pokazach multimedialnych fontann zaraz pod PT. Trafiliśmy też kilka razy na przygotowania do Chińskiego Nowego Roku - występy artystyczne w połączeniu z nastrojową, chińską muzyką tworzyły niezapomniany widok.
Wyjeżdżając z Singapuru czułam, że wyjeżdżam ze swojego spełnionego marzenia. Zostawiając Kuala Lumpur miałam wrażenie, że zostawiam za sobą dom. To miasto wydaje się być dla mnie idealnym miejscem :)


typowy widok na ulicy KL :)




show z okazji chińskiego nowego roku. te wielkie kukły w środku których byli ludzie, poruszały się tylko po małych platformach.



















kiedy chcesz kupić zimny napój, a w chłodziarce leży zamarznięty karaluch... mówisz sobie, że to po prostu Azja :D

uliczne stoisko z jedzeniem i pan myjący naczynia na ulicy

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz