czwartek, 3 marca 2016

Jak to się stało że wylądowaliśmy w Azji? + Kilka praktycznych porad jak przetrwać długą podróż.



Hej cześć i czołem!

Dziś ruszam z serią postów na temat mojej podróży po Azji. Dostałam mnóstwo próśb i zapytań na ten temat, więc postanowiłam że trochę się tu na ten temat porozpisuję.

A więc, na początek, jak to wszystko się zaczęło, jak wylądowaliśmy w Azji? No bardzo prosto – przeglądając pewnego letniego wieczora internety, natrafiłam gdzieś na jakieś zdjęcia z Filipin. A że już jakiś rok wcześniej znalazłam na YT na kanał ‘Ucieczka do raju’ i oglądnęłam wszystkie filmy, szalenie mi się spodobało to, co widziałam w sieci.
Tak oto przeszło mi przez myśl – a może byśmy tam pojechali? Może zamiast kupić samochód, wyjechać na zachód  by zarobić nieco grosza, zrobimy sobie wycieczkę? Podzieliłam się pomysłem z moją teoretycznie lepszą połową. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, powiedział tak!

Tak zaczęło się szukanie biletów, wyczekiwanie na okazje i zbieranie wszystkich praktycznych informacji. Gromadząc nasze skromne zapasy pieniędzy obliczyliśmy, że powinno nam wystarczyć na plus minus trzy miesiące życia w kraju, w którym nawet do spaghetti dodaje się cukier (a fuj!). No i tu pojawił pierwszy zgrzyt – bardzo byśmy chcieli zostać tam trzy miesiące, serio, tylko jednorazowo wiza turystyczna wydawana jest tylko na 59 dni…
Szybki wywiad u wujka Google dał nam odpowiedź na najbardziej nurtujące nas pytanie – ile kosztuje przedłużenie wizy i czy to się opłaca? A więc odpowiedź brzmi – nie opłaca się. Po dwóch miesiącach na Filipinach musisz starać się o stosik papierków, pozwolenia na dłuższy pobyt i wyjdzie cię to około 800zł za głowę. Przy dwóch osobach koszt ten rośnie dwukrotnie, wiadomo. No i co tu zrobić?
No jak to co? Opuścić Filipiny! Żeby otrzymać kolejną darmową wizę na miesiąc musisz opuścić terytorium kraju na minimum 24h. I tak oto za zatrważającą kwotę 100zł od osoby zakupiliśmy bilety na Borneo, do Kota Kinabalu. Mieliśmy kupić bilety powrotne na Filipiny, ale wiecie, promocja w liniach lotniczych i takie tam… zaczęłam grzebać, szukać, sprawdzać i dopasowywać do siebie daty. Zajęło mi to trzy dni. Ale z Kota Kinabalu to już rzut beretem do Singapuru, o którym marzyłam od zawsze, a bilety tanie jak barszcz. Z Singapuru autobus do Kuala Lumpur jeździ za 50zł. Ze stolicy Malezji za to łatwo można dostać się z powrotem do Manili. Halo, moment! Jeszcze bilety lotnicze z Penang do KL za 20zł, gdzie jest Penang? Malezja? No to pewnie że jedziemy.
I tak oto nasza podróż przedstawiała się w następujący sposób:
Manila -> Kota Kinabalu -> Singapur -> Penang -> Kuala Lumpur -> Manila.
Za wszystkie te bilety lotnicze zapłaciliśmy sporo mniej niż kosztuje przedłużenie pobytu na Filipinach. Zmieściliśmy się w 1200zł już za dwie osoby, a dałoby się jeszcze taniej gdybyśmy rezerwowali bilety dużo, dużo wcześniej. Tak oto z przewidywanej krótkiej wycieczki na Borneo zrobił się czternastodniowy trip.


 Załączam prowizorycznie przygotowaną mapę obrazującą skąd i dokąd lataliśmy 2 tygodnie:

prawda że fajna mapka?

Ogólnie, podliczając wszystko – w samych autobusach, samolotach i na lotniskach spędziliśmy ponad 170 godzin. Do tego równo 89 dni w Azji, a na koniec nieco deszczową pogodą choć przytulną atmosferą z otwartymi ramionami przywitał nas ukochany Dublin. W Irlandii w sumie też znaleźliśmy się przez przypadek – żeby wrócić do Polski z Barcelony, w której był nasz przystanek w Europie i w której musieliśmy się rozstać z liniami Air China, musielibyśmy zapłacić tyle ile za wszystkie loty Manila – trochę lepszej Azji – Manila, lub czekać 36 godzin na lotnisku. 15 bez przerwy jeszcze jakoś wytrzymałam, ale 36? Nie ma takiej opcji. Szybkie obliczenia, sprawdzenie kierunków i tak po 7 godzinach przerwy w Hiszpanii, 18 godzin od opuszczenia Pekinu, władowaliśmy się na pokład taniego, acz całkiem godziwego Ryanaira.

                No i tutaj dochodzimy do sedna dzisiejszej notki: Tyle czasu w podróży, jak tu się nie zmęczyć, jak przeżyć  długie, naprawdę długie godziny na lotniskach i w samolotach, i nie stracić miliona monet na tak prowizoryczne rzeczy jak jedzenie i picie a także nie umrzeć z nudów? Łapcie kilka moich porad: 

1.       Zabierz ze sobą jedzenie. Nie, to wcale nie głupie mieć w torebce zapas kanapek. My to nawet ze 3 razy zabraliśmy ze sobą pizzę. Nasz ekwipunek zazwyczaj wyglądał w ten sposób – owoce pokrojone w kostkę (arbuz, ananas dobrze gasiły pragnienie), do tego kilka butelek wody (kiedy je wypijecie, nie wyrzucajcie tylko spakujcie puste do torebki), kubek odporny na wysokie temperatury, plastikowe sztućce i wszystko co da się zalać wrzątkiem (kisiel, nudle, gorący kubek, cokolwiek)i coś jeszcze, czy to pizza, czy kanapka, czy chipsy. Na wielu lotniskach, już po kontroli bezpieczeństwa, spotkaliśmy automaty z zimną i wrzącą wodą. Tam możecie uzupełnić puste wcześniej butelki na lot samolotem a także przekąsić coś ciepłego. Nie na każdym lotnisku znajduje się McDonalds a wydanie 30 euro na średniej jakości obiad jednak boli nasze kieszenie. Nawet jeśli nie ma automatu możecie po prostu zapytać w jakiejś restauracji o gorącą wodę – dadzą wam ją za darmo albo za jakieś śmieszne pieniądze.
2.       Odżałuj, co trzeba odżałować. Ile się da przyoszczędzić tyle się da, ale bez przesady. Czasem po prostu musisz sobie kupić coś do jedzenia, ale nie bierz sobie tego do serca. To są lotniska, trudno. Choć dla pocieszenia powiem wam, że obiad dla dwóch osób w Pizza Hut na lotnisku w Pekinie kosztował 36zł, piwo 3zł, Coca-Cola 2zł. Całkiem normalne ceny, czego niestety nie można powiedzieć o Europie.
3.       Przedłużka do gniazdka jest świetnym wynalazkiem. Niestety, musieliśmy się z nią pożegnać na jednym z filipińskich lotnisk, moja złość nie miała wtedy granic – przeleciała ze mną z Europy przez Chiny na Filipiny, do Malezji i Singapuru a strażnicy zabrali nam ją na jakimś małym, lokalnym, zapiździałym lotnisku na którym był większy ruch samolotowy niż to lotnisko było w stanie ogarnąć więc czekaliśmy pięć godzin. Wracając do tematu – na lotniskach bardzo często wszystkie gniazda są już obstawione, wtedy podpinacie to cudo techniki, wpinacie do tego kilka ładowarek i jednocześnie ładujecie powerbanki, telefony i oglądacie film na laptopie.
4.       Film, książka, powerbank. To słowa które musisz zapamiętać w długiej podróży. Są twoimi najlepszymi przyjaciółmi – książka i film umilą czekanie, powerbank wydłuży żywotność telefonu/tabletu gdy nie będzie gdzie go naładować.
5.       Mała kosmetyczka to podstawa. W niej muszą się znaleźć balsam do ust, krem do rąk, żel antybakteryjny, mała pasta i mała szczoteczka do zębów. Możecie też zabrać  miniaturki żeli pod prysznic, na niektórych lotniskach można wziąć prysznic, choć nie na wszystkich.
6.       Zanim dotrzesz na lotnisko zorientuj się co ma ono do zaoferowania by dobrze się przygotować– w Kuala Lumpur na lotnisku był normalny supermarket a w nim zwyczajne ceny, w Pekinie bardzo wygodne kanapy do spania, w Sztokholmie bardzo wygodny na czekanie McDonalds, w Manili na terminalu krajowym były dwa sklepiki i taki syf kiła i mogiła że aż mi wszystko opadło jak sobie to teraz przypomniałam.
7.       Weź kocyk i dmuchaną poduszkę. Kocyk będzie twoim najlepszym przyjacielem na pokładzie samolotu i na niekiedy zimnych lotniskach.
8.       Jak już mówimy o kocyku, to warto wspomnieć o lekach na uspokojenie. Nie mam na myśli jakiś mocnych tabsów po których nie musisz lecieć samolotem żeby złapać odlot – polecam np. słabsze Calms lub nieco mocniejszą Hydroxyzinę która niestety jest na receptę ale po niej tak cudownie chce się spać że zasypiasz wszędzie. Dobre zwłaszcza dla osób które stresują się lotem i mają problem z zasypianiem a chcą trochę odpocząć.
9.       Znajdź odpowiedni kącik i zabunkruj się tam na długie godziny. Nie ważne czy to pod schodami, czy w rogu McDonaldsa, czy może pod jakąś ścianą. Tam, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi i gdzie będziesz mógł chociaż odrobinę odpocząć. Bo wbrew pozorom, takie czekanie na lotnisku jest męczące.
10.   Ostatnia ale najważniejsza rada którą warto powtarzać aż do znudzenia– uważaj na swój bagaż. Nie zostawiaj go bez opieki, po pierwsze możesz zapłacić karę, po drugie ludzie mogą ci podrzucić tam dziwne świństwa. Np. na Filipinach strażnicy na lotnisku podrzucali do twojej torby kulę od pistoletu, która jest towarem zakazanym dla zwykłego obywatela. Potem brali cię na zaplecze i mówili ‘płacisz albo idziesz siedzieć’.

No i to już tyle na dziś!

W następnej notce pewnie przeniesiemy się na Borneo, do Kota Kinabalu i pokażę wam na zdjęciach jak piękne jest to miasto i jak fajny mają market. Do zobaczenia już niedługo!

1 komentarz:

  1. Super post! Czekałam na takie informacje od Ciebie :) na bieżąco oglądałam Wasze piękne zdjęcia na instagramie :) Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń