czwartek, 3 grudnia 2015

Siquijor część II

Hej!

Nie mogę uwierzyć że to już grudzień. Na Siquijor, gdzie jestem aktualnie, w ogóle tego nie czuć. Czasem przypominają o tym stojące w kątach choinki i wiszące przy barach światełka choinkowe. Bardziej jednak odczuwa się tutaj wakacyjny klimat, zwłaszcza dla osób które na co dzień mają do czynienia z bardziej różnorodną pogodą.

Nasze życie na wyspie nie jest zbytnio urozmaicone - codziennie wstajemy około 9, jedziemy na zakupy, jemy śniadanie, wskakujemy do basenu, jemy obiad, idziemy na plażę a wieczorem usiłujemy złapać kontakt ze światem. Niestety jest to dość utrudnione poprzez niemalże całkowity brak zasięgu telefonicznego oraz połączenie internetowe które pozostawia wieeeeeele do życzenia (trzeci dzień usiłuję dodać tę notkę...).

Czasem jedziemy zwiedzać wyspę i odkrywamy świetne miejsca, o których na pewno opowiem w kolejnych notkach.

Filipiny są krajem bardzo osobliwym.

5 rzeczy które zaskoczyło nas na Siquijor:

-Miniaturki produktów dostępne w każdym sklepie. Wyobraźcie sobie, że możecie kupić paczkę Tic-Tac która zawiera AŻ 7 sztuk. Lub saszetkę z dezodorantem Rexona, która według producenta wystarcza na tydzień. Jest też majonez w saszetkach, szampon do włosów w saszetkach, odżywka do włosów, płyn do naczyń...

-Przyjacielskość ludzi. Nawet jeśli ktoś nie ma w sklepie produktu który poszukujesz, nie wciska ci coś w zamian swojego, lecz instruuje gdzie możesz to kupić. Kiedy jedziemy skuterem wszystkie dzieci w wiosce krzyczą nam 'Hello!' i wszyscy się uśmiechają.

-Dobre drogi - na Siqujor drogi są lepsze niż w Polsce... może nie wszystkie, ale spokojnie da się przejechać całą wyspę wybrzeżem drogą o niebo lepszą niż te lokalne które mamy w naszym kraju. Gaz aż sam chce się wciskać.

-Mrówki! Mrówki są wszechobecne, nawet nikt z nimi nie walczy... Po prostu musisz przywyknąć do tego, że wszędzie są mrówki. Są na garach przy barze gdy kupujesz obiad, gdy bierzesz prysznic w łazience i gdy idziesz do sklepu. Wszędzie. Za to komarów jest dużo, dużo mniej niż się spodziewaliśmy.

-Pora kiedy robi się ciemno - kiedy to piszę, jest u mnie dokładnie 18.46 z sekundami. Od godziny jest ciemno. Słońce dosłownie niknie za horyzontem w oczach.

zwróćcie uwagę na te stylowe abażury zrobione z butelek... :) bardzo ciekawy patent!

ogrodzenia bardzo często zdobią muszelki.



śniadanie w 'stylu kontynentalnym' w naszym ulubionym barze - podgrzane w opiekaczu tostowym bułki, masło, dżem, sok z kalamansi i mango - 100P czyli około 10zł.

  
po wyspie poruszamy się skuterem - jest to bardzo wygodna i tania forma transportu. 


Wczoraj wybraliśmy się na spacer wzdłuż wybrzeża. Idąc plażą przechodzi się po tyłach domostw, więc można spotkać bardzo ciekawe rzeczy.




Tak więc idąc plażą można napotkać bardzo zniszczoną łódź...

...czyjeś pranie...

...leżaki...
...i kozę.


Niestety nie brakuje też psów. Z pozoru niegroźne, ale podobno lepiej trzymać się od nich z daleka.


  

 Udało się nam złapać zachód słońca, a ja akurat miałam przy sobie aparat. Widoki były imponujące.













Kilka dni wcześniej wybraliśmy się na Kagasuan Beach. To piękna i przede wszystkim pusta plaża z cudownie białym piaskiem. Gdzie nie gdzie z piasku wyrastają ciemne skały kontrastujące z bielą i błękitem.









To już tyle na dziś! Jutro porywam aparat i pędzę zrobić zdjęcia, by wysłać do Polski nieco słońca. Buziaki!


3 komentarze: